środa, 24 stycznia 2018

Kraków

Kto chce poznać duszę Polski – niech jej szuka w Krakowie, zaklętą w kamienie i obrazy, w melancholię grobów i w dumie garści wybrańców ducha.
~Wilhelm Feldman

Kraków. Dla mieszkańców to przeważnie smog. Dla turystów magiczny klimat. Dla mnie Kraków jest miejscem, do którego zawsze chętnie wracam z sentymentem. Studiowałam tam przez rok i był to naprawdę fajny rok życia. Jednodniowa wycieczka, którą opowiadam dziś, miała miejsce w pewien bardzo mroźny (ale bardzo słoneczny) styczniowy dzień. Zacznijmy więc od poranka...

Tego dnia Kraków obchodziłam z Martą. Całodniowy spacer rozpoczęłyśmy od Kazimierza, a konkretnie od znajdujących się tam synagog oraz żydowskiego cmentarza. Ale... no niestety, trzeba przyznać, że pojechałyśmy nieprzygotowane, bo chciałyśmy oglądać żydowskie świątynie w sobotę... Tak więc wszystkie trzy synagogi zobaczyłyśmy jedynie z zewnątrz, a cmentarz – zza zamkniętej bramy. Oto i one.

SYNAGOGA STARA
Synagoga Stara na krakowskim Kazimierzu jest jednym z najstarszych i najcenniejszych świątyń żydowskich w archotekturze europejskiej. Liczy sobie już ponad 500 lat rok – rozpoczęcia budowy nie jest co prawda jednoznacznie określony, ale historycy obstawiają rok 1407 lub 1492. Jednak tak czy inaczej "wiek" synagogi robi wrażenie. Do rozpoczęcia II wojny światowej Synagoga Stara była główną świątynią krakowskich Żydów. Niestety, po najeździe Niemców na Polskę, została ona doszczętnie zniszczona. W latach powojennych w świątyni przeprowadzono remont generalny, który pozwolił na ponowne otwarcie jej dla wiernych. Obecnie w Synagodze Starej jest muzeum, w którym znajdują się najcenniejsze obiekty kultury i religii judaistycznej. Gdybyśmy pojawiły się na Kazimierzu w innym dniu, zapewne byśmy je obejrzały.

Synagoga Stara w Krakowie

Synagoga Stara w Krakowie



Synagoga Stara w Krakowie
Z informacji praktycznych:

źródło: http://www.krakow.travel/przewodnik/zwiedzamy-krakow/kazimierz/action,get,id,183,t,Stara-Synagoga.html
SYNAGOGA IZAAKA
Gdy znalazłyśmy się pod Synagogą Izaaka, zaskoczyła mnie prostota świątyni oraz ogrom zgromadzonych przed nią ludzi. Mieszanina różnych języków była mniej więcej na poziomie mieszaniny, jaką można usłyszeć pod Sukiennicami.
Synagoga Izaaka jest największą ze świątyń usytuowanych na Kazimierzu. Powstała w pierwszej połowie XVII wieku. Synagoga uległa znacznym uszkodzeniom podczas potopu szwedzkiego oraz II wojny światowej.

Synagoga Izaaka w Krakowie


Synagoga Izaaka w Krakowie
Z informacji praktycznych:


źródło: http://www.krakow.travel/przewodnik/zwiedzamy-krakow/kazimierz/action,get,id,186,t,Synagoga-Izaaka-Ajzyka.html

SYNAGOGA  TEMPEL
Synagoga Tempel stoi tak jakby w innym świecie. Tzn., stoi na skraju ulic, nie ma przed nią tłumów i jest taka... samotna. Być mo
że w "dni robocze" Żydów jest tam większy ruch. Bowiem ta powstała w XIX wieku świątynia w dalszym ciągu jest czynną synagogą. Od czasu do czasu wciąż odbywają się tam nabożeństwa.

Synagoga Tempel w Krakowie

Synagoga Tempel w Krakowie
NOWY CMENTARZ ŻYDOWSKINowy cmentarz żydowski nie do końca jest taki nowy, bo pochodzi z 1800 roku. Najstarszy znajdujący się tam nagrobek ma datę 1809 rok. Cmentarz jest jednym z niewielu już czynnych nekropolii żydowskich w Polsce. Obecnie znajduje się tam ponad 10000 nagrobków oraz liczne płyty i pomniki upamiętniające wyznawców judaizmu, którzy zginęli podczas II wojny światowej. My zobaczyłyśmy cmentarz przy ul. Miodowej jedynie przez zamkniętą bramę.

Nowy cmentarz żydowski w Krakowie

Nowy cmentarz żydowski w Krakowie

Tablica informacyjna cmentarza przy ul. Miodowej
Z informacji praktycznych:

źródło: http://www.kirkuty.xip.pl/krakowmio.htm
KOŚCIÓŁ MARIACKIKościół Mariacki jest znany chyba każdemu, kto choć raz był w Krakowie. Stoi dumny w sercu Krakowa, co godzinę hejnałem przypomina o sobie mieszkańcom i turystom. Nie da się o nim zapomnieć.



Już widać wieże Kościoła Mariackiego!

Kościół Mariacki w Krakowie

Kościół Mariacki w Krakowie
SUKIENNICE
Wiadomo, jak i Kościół Mariacki, to i Sukiennice, i Rynek. Obowiązkowe punkty do zwiedzania w krakowskim centrum. My podczas tej wycieczki nieco mniej zajęłyśmy się Sukiennicami. Jako usprawiedliwienie powiem, że to chyba z powodu narastającego mrozu, bo było naprawdę nieznośnie zimno.











Po spacerze przyszedł czas na obiad. Nasz wybór padł na Pierogarnię Krakowiacy, zlokalizowaną prz ul. Szewskiej. Całkiem dobry wybór. Smacznie, ceny adekwatne do porcji i bardzo przyjemny wystrój.







Z Szewskiej udałyśmy się na ul Franciszkańską. Ta ulica ma dla mnie znaczenie sentymentalne. Zresztą, zapewne nie tylko dla mnie. Przecież to właśnie tam, ze słynnego okna przy Franciszkańskiej 3, Jan Paweł II rozmawiał ze swoimi rodakami. Ja dodatkowo miło wspominam tę ulicę, gdyż "przez ścianę" ma siedzibę moja była uczelnia.







Jak już jesteśmy przy krakowskich ulicach, to nie może zabraknąć Brackiej. Zresztą, styka się ona z Franciszkańską. No, a poza tym... a w Krakowie na Brackiej pada deszcz. Przemęczony i senny zlew przecieka kuchenny, 
kaloryfer jak mysz się poci też. Na szczęście tego dnia było tylko słońce ;)


Od Brackiej jest już rzut beretem na Wawel. I to on jest (według mnie) następnym punktem obowiązkowym na krakowskiej mapie. Podobnie myśli wielu, wielu ludzi, bowiem miejsce to rocznie odwiedza ok. 7-9 milionów turystów z całego świata. Chba nikogo nie trzeba informować jaką rolę Wawel odegrał (i odgrywa nadal) w historii Polski. Nie będę więc niepotrzebnie pisać tego, co i tak wszyscy wiedzą.
Mimo, iż w dzień naszego zwiedzania było naprawdę zimno, na Wawelu były tłumy. Dlatego ominęłyśmy najbardziej oblężone miejsca. W skutek tego, tym razem, przespacerowałyśmy tylko po dziedzińcu, no i, oczywiście nie mogło zabraknąć wizyty u smoka ;) Cóż, nie była to historyczna wycieczka. Po prostu spacer.





























Nasza wycieczka krajoznawcza zakończyła się spacerkiem nad Wisłę, która jak zwykle była jednocześnie piękna i groźna. Uwielbiam Wisłę w Krakowie...





Podsumowując: czasami bardzo zazdroszczę Krakowianom, że mają takie ładne miasto. Szczęściarze ;)

wtorek, 14 listopada 2017

Zobaczyć Neapol i umrzeć (?)

Pierwotnie nazywał się Partenope i był jednym z najważniejszych miast starożytnej Grecji. Później należał do Bizancjum, a następnie stał się częścią Królestw Obojga Sycylii. Wreszcie, po przyłączeniu do Włoch, stał się jedną z czołowych europejskich kolebek uniwersytetów, muzyki klasycznej, artystów i, oczywiście, pizzy. Oto on: Neapol.


"Neapol, 27 lutego 1787
     (...) Dziś swawolę i cały czas poświęcam na oglądanie najwspanialszych rzeczy. Można o tym wszystkim mówić i opowiadać, można malować, ale to, co się widzi, przekracza wszelkie wyobrażenia. Brzegi, zatoki, Wezuwiusz, miasta, przedmieścia, zamki, wille! (...) Wybaczam wszystkim, którzy w Neapolu odchodzą od zmysłów." Po niemal każdym słowem Johanna Wolfganga Goethego krzyczałam w myślach: "Tak!, też tak mam!". Bo mnie Neapol też oczarował. Gdy teraz się nad tym zastanawiam, to nie wiem dlaczego, bo przecież dużo ładniejsze widoki są na Sycylii, ulice są schludniejsze w Mediolanie, a zabytki bardziej fascynujące w Rzymie. Jednak to Neapol może się pochwalić klimatem, którego nie doświadczyłam w innym, dotychczas odwiedzonym włoskim mieście. Spędziliśmy tam zaledwie 3 dni, więc nie wystarczająco, by zobaczyć wszystko, co ciekawe, ale chętnie podzielimy się z Wami tym, co widzieliśmy i co polecamy.

Neapol zwiedzaliśmy we czworo: dołączyła do nas para znajomych. Bilety były najtańszymi, jakie kiedykolwiek udało nam się kupić. Za loty na trasie Warszawa Modlin – Neapol – Kraków kosztowały 78 zł za osobę.  Nie zastanawialiśmy się więc długo. Za pomocą booking.com zarezerwowaliśmy dwa noclegi w apartamencie La Mia Casetta, położonym tuż przy via Toledo, która okazała się bardzo turystycznym deptakiem. Przyjaciel właściciela La Mia Casetta wyjechał po nas na lotnisko (transfer wyniósł nas w sumie €4 więcej, niż zapłacilibyśmy jadąc autobusem), zaprosił na kawę i małe śniadanie, a ja i nasza koleżanka dostałyśmy po różyczce. Ok, zrobiłam już reklamę Giuseppe' mu, więc mogę przejść do Neapolu ;)

POMPEJE
Bilety do Neapolu zamówione były bardzo spontanicznie i dopiero później zaczęliśmy się interesować tym, co warto tam zobaczyć. Okazało się, że w pierwszą niedzielę miesiąca (ta, w którą lądowaliśmy w Neapolu) wstęp do Pompejów jest darmowy. Bardzo lubię takie tchnienia historii, dlatego odwiedzenie tego miejsca stało się dla mnie priorytetem.


Te ruiny pokazują, jak potężna jest siła natury i jak małym pioneczkiem jest człowiek.
Pompeje to bardzo duży teren i bez dobrze opracowanej mapy łatwo się pogubić i ominąć ważniejsze i ciekawsze obiekty. Nas to niestety spotkało. W domu, przed wyjazdem, przejrzałam mnóstwo map, przeczytałam naprawdę dużo o Pompejach, a mimo to moje trasy nie były wystarczająco dobrze opracowane i po ruinach wędrowaliśmy jak dziecko we mgle. Co prawda przy wejściu można bezpłatnie zaopatrzyć się w mapę, ale my i tak mieliśmy problem, by zorientować się co i jak. Dlatego zwiedzanie Pompejów stało się dla nas jedynie spacerem po zastygłym mieście, a miejsca, w które udało nam się dotrzeć, były niestety przypadkowe.

Jednak coś tam widzieliśmy... Trafiliśmy do łaźni publicznych, które w starożytności stanowiły centrum życia towarzyskiego. Zobaczyliśmy świetnie zachowane mozaiki i naścienne malowidła. Siedzieliśmy w starożytnym teatrze, oglądaliśmy domy najbogatszych mieszkańców Pompei i cieszyliśmy się słońcem, którego, zgodnie z prognozami pogody, mieliśmy w ten weekend nie oglądać w ogóle.









Tym, co w Pompejach niesamowicie mnie zdumiało i zachwyciło, były przejścia dla pieszych. Czyli trzy wielkie głazy, położone na ulicy, które były pierwowzorem naszych progów zwalniających i jednocześnie zebry. Coś fantastycznego! :)


Pompeje praktycznie:
* wstęp: 11 €
* karnet 5 zabytków (Pompeje, Herkulanum, Stabia, Boscoreale, Oplontis) przez 3 dni: 20 €
* ! wstęp w pierwszą niedzielę miesiąca jest darmowy !
* godziny otwarcia: 8.30 – 18.00 (kwiecień – październik)
                                 8.30 – 17.00, lecz ostatnie wejście o 15.30 (listopad – marzec)
* dojazd z Neapolu: na stazione Garibaldi jedziemy kolejką Circumvesuviana w kierunku Sorrento i wysiadamy na stacji Pompei Scavi (ok. 30-40 minut podróży). Jeżeli mamy w planach także inne podróże tego dnia, najkorzystniej jest kupić bilet całodniowy za 4,50 €, który honorowany jest w całej komunikacji publicznej w Neapolu.

SANKTUARIUM MATKI BOŻEJ RÓŻAŃCOWEJ W POMPEJACH
Niecałe 1,5 km od ruin miasta pogrzebanego przez Wezuwiusza znajdują się tzw. Nowe Pompeje. To właśnie tam, a konkretnie do upadającego kościółka bł. Bartolo Longo sprowadził Cudowny Obraz Matki Bożej Pompejańskiej. Bartolo Longo zapoczątkował odmawianie nowenny pompejańskiej. Za przyczyną tejże opartej na różańcu modlitwy w ówczesnych Włoszech zaczęły dziać się cuda, a wielu uzdrowionych zaczęło pielgrzymować do wybudowanego w międzyczasie Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej. Obecnie świątynia ta, posiadająca tytuł bazyliki mniejszej, jest miejscem kultu i uważana jest za jeden z najpiękniejszych kościołów w Kampanii. Ja to potwierdzam: sanktuarium jest piękne. Trafiliśmy akurat na różaniec, który w tym miejscu dał mi niesamowitą siłę.





Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej w Pompejach praktycznie:
* sanktuarium jest zamknięte od poniedziałku do piątku w godz. od 14.00 – 15.00
* dojazd:
          – z Pompei: ok. 1,5 km spacerem spod wejścia Porta Marina
          – z Neapolu: z dworca Garibaldi jedziemy kolejką Circumvesuviana w kierunku Poggiomarino do stacji Pompei (Santuario). Przystanek znajduje się tuż obok sanktuarium.

WEZUWIUSZ
Górujący nad Neapolem i Pompejami Wezuwiusz (1281 m n.p.m.) jest jednym z pięciu najniebezpieczniejszych wulkanów na świecie. Najbardziej znaną jego erupcją była eksplozja z 24/25 sierpnia 79 roku, gdy doszczętnie zniszczył Pompeje, Herkulanum i Stabie. Ostatni duży wybuch Wezuwiusza miał miejsce 13 marca 1944 roku. Na zboczach wulkanu wciąż widoczne są fragmenty zeschłej lawy – pozostałości po tej erupcji. I chociaż od tamtego czasu Wezuwiusz śpi, niewykluczone, że nagle się uaktywni.
Wezuwiusz był na naszej liście must see tego wyjazdu. Ja i Mateusz byliśmy wcześniej na Etnie, dlatego wiedzieliśmy już, że nie ma się co spodziewać, że po zajrzeniu wgłąb krateru zobaczymy sączącą się, czerwoną magmę. Jednak i tak byliśmy mile zaskoczeni, bo z Wezuwiusza unosiły się smużki dymu i momentami dało się poczuć ostry swąd siarki. Podobno neapolitański wulkan nie zawsze skłonny jest do współpracy i pokazania widoków ze swego szczytu. Nam się udało, mimo niesprzyjających prognoz.
Co prawda Wezuwiusz jest aktywny, lecz, jak przeczytałam na jednym z podróżniczych blogów (przepraszam, ale naprawdę nie pamiętam na którym) szansa na to, że wybuchnie akurat wtedy, gdy jesteśmy na górze, wynosi ok. 1:4 000 000, więc chyba warto zaryzykować ;)













Wezuwiusz praktycznie:
* godziny otwarcia: 9.00 – 15:00 (w miesiącach: styczeń, luty, listopad, grudzień)
                                 9.00 – 16.00 (w miesiącach: marzec, październik)
                                 9.00 – 17.00 (w miesiącach: kwiecień – czerwiec, wrzesień)
                                 9.00 – 18.00 (w miesiącach: lipiec, sierpień)
* wstęp: 10 €
* dojazd z Neapolu: ze stacji Garibaldi jedziemy kolejką Circumvesuviana w kierunku Sorrento i wysiadamy na stacji Ercolano (Scavi). Po wyjściu z dworca Ercolano zerkamy w lewo i tam znajduje się biuro Vesuvio Express. Płacimy 20 € (dojazd + wstęp na teren parku Vesuvio) i 8-osobowy bus zawozi nas na parking prawie pod samym szczytem wulkanu. Do krateru zostaje ok. półgodzinny spacer. Ważne, by wrócić na określoną godzinę, bowiem wrócić można tylko tym busem, którym się przyjechało, bo później może zabraknąć dla nas miejsca.

PIZZA
Skład i sposób przygotowania neapolitańskiej pizzy został zastrzeżony przez Komisję Europejską. Jeżeli pizza chce się nazywać neapolitańską, musi sprostać specjalnym wymogom, np.: grubość ciasta nie może przekraczać 3 mm, czas pieczenia nie może być dłuższy niż 60-90 sekund w prawie 500 stopniach Celsjusza. Oczywistością są świeże, lokalne produkty oraz piec opalany drewnem (najlepiej dębowym). Jakie życie byłoby prostsze i milsze, gdyby te zasady zastosowali w Polsce...

Pizzę w Neapolu jedliśmy w trzech lokalach i, z ręką na sercu, nie potrafię wybrać najlepszego.
1. Pizzeria 'Ntretella – znajduje się w jednej z maleńkich ulicek-odnóży via Toledo. Trafiliśmy tam przypadkiem i nie żałujemy, bo pizza dosłownie rozpływała się w ustach. Zwłaszcza pizza  Fior di cotto & Fior di latte – smak nie do opisania...


2. Pizza a Portafoglio – to niepozorna budka typu take away znajduje się na via Toledo. Z zewnątrz nie zachęca do zatrzymania się, jednak ta pizzeria miała najlepsze opinie na Internecie. Fajne jest to, że na telewizorku można zobaczyć, jak kucharz przygotowuje naszą pizzę. Ciekawe doświadczenie: patrzeć na te niby niedbałe, włoskie ruchy, które wskazywałyby na to, że zamówione jedzenie dostaniemy jutro, a tu już po kilku sekundach nasza pizza ląduje w piecu. "Paszczę" pieca też widać, więc dodatkowo widzimy, jak jedzonko nam się podpieka. A jak smakuje...


3. L'Antica Pizzeria da Michele – czyli ta najsławniejsza w całych Włoszech, dla której smakosze przyjeżdżają do Neapolu. Wygląda, szczerze mówiąc, obskurnie. Przypomina polskie bary mleczne z głębokiego PRL-u. Żeby w ogóle stanąć w kolejce, trzeba dostać numerek. Gdy ten numerek się dostanie, prawie godzinę trzeba czekać (przed wejściem) na stolik. A później jeszcze na zamówienie (do wyboru: marinara lub margherita)  i wreszcie na pizzę. W sumie wizyta u Michele jest czasochłonna i przypomina przygodę. Ale już pierwszy kęs rekompensuje "straty moralne". Pizza jest naprawdę pyszna.





METRO
Na uwagę zasługują neapolitańskie stacje metra, z których uczyniono galerie sztuki. My korzystaliśmy tylko ze stacji Toledo, która faktycznie jest świetna, jednak podobno i inne stacje warto odwiedzić.



NEAPOL
Czyli miasto samo w sobie: uliczki, kapliczki, włoska jazda samochodem i... śmieci.

Typowe, wąskie, włoskie uliczki, w których (jakim cudem?) bez problemu mieszczą się i ludzi, i skutery, i samochody, które jeszcze dodatkowo się wymijają... Te uliczki potrafią zachwycić bez końca. A czasami sieją grozę, gdy w witrynie sklepowej zobaczy się dziury po mafijnych kulach.







Na neapolitańskich uliczkach, dosłownie co kilka-kilkanaście metrów znajdują się kapliczki. No i ojciec Pio. Dosłownie wszędzie.



Jest jeszcze jedna rzecz, która u Włochów mnie dziwi, zaskakuje i niezwykle bawi: jazda samochodem. Miałam wolną chwilę, by po prostu posiedzieć i pogapić się na ulicę i przejeżdżające auta. Minęło mnie kilkanaście samochodów, z czego może dwa, może trzy nie były w jakikolwiek obite i wszystko miały na swoim miejscu, np. boczne lusterka. Fajne jest to, że Włosi nie muskają tak na swoje auta, a jazdę traktują tak lekko. I że na przykład parkują na słupkach ;)




Jest też u Włochów coś, co smuci. Są to te wszechobecne śmieci. Niestety nie da się ukryć, że mimo swojego ogromnego uroku, Neapol tonie pod śmieciami. Podobno co godzinę na ulice miasta trafia ok. 50 ton śmieci. To niewyobrażalna ilość! Camorra trzyma w garści wszystkie firmy zajmujące się utylizacją odpadów i zamiast likwidować śmieci, wywozi je i "upycha" u podnóży Wezuwiusza. Jak tak dalej pójdzie, to wulkan, mimo swoich 1281 metrów, zniknie pod stertą odpadów.


KONIEC
Wyjazd do Neapolu skończył się tak, jak kończy się każda wycieczka w fajne miejsce: zbyt nagle i zbyt szybko. Dwa i pół dnia w Neapolu to zdecydowanie za mało. Pozostało tyle pięknych rzeczy do zobaczenia. Jak zawsze...
Znowu krzyknę "Tak!", za Goethem: "Zachowuję niewzruszony spokój, co zresztą leży w moim usposobieniu, ale szeroko, bardzo szeroko otwieram oczy, kiedy widzę cuda".