czwartek, 11 lutego 2016

Deszczowa strona Anglii



– Nie ma takiego miasta – Londyn! Jest Lądek, Lądek Zdrój, tak...
– Ale Londyn – miasto w Anglii.
– To co mi pan nic nie mówi?!
– No mówię pani właśnie.
– To przecież ja muszę pójść i poszukać, zobaczyć gdzie to jest. Cholera jasna...

     ~ "Miś"


     W Lądku Zdrój jeszcze nie byliśmy, ale w Londynie już tak. Po raz pierwszy w Anglii pojawiliśmy się w 2013 roku. Mieszkaliśmy wówczas w wiosce Chartham. To 6 km do miasta Canterbury. Aby się tam dostać, mieliśmy trzy opcje:
1) autobus
2) pociąg
3) pieszo

Dwie pierwsze możliwości były dość drogie i raczej nieopłacalne. A podróż "na nogach" była spacerem wśród leśnej i polnej otoczki.







Również Canterbury to bardzo ładne, kameralne miasteczko. Chwilami można by się poczuć jak w polskiej Ustce.
Oczywiście, pomijając brak morza...







Na uwagę zasługuje katedra w Canterbury. Wstęp do środka kosztuje £9. Wówczas nie zdecydowałam się na wejście, teraz żałuję. Jednak katedra nawet z zewnątrz jest jedną z ładniejszych świątyń, którą do tej pory miałam okazję zobaczyć.


     Niecałą godzinę jazdy autobusem z Canterbury można dostać się do Margate, by zażyć orzeźwiającej kąpieli w Morzu Północnym. Mimo, że byliśmy w lipcu, woda była na tyle zimna, że skończyło się tylko na krótkim moczeniem nóg. Chociaż, byli śmiałkowie, którzy kąpali się w rześkim Morzu Północnym. Samo Margate to bardzo urocze miasteczko. Kolejna Ustka 











Londyn

Trzeba przyznać, że przez większość pobytu w Anglii pogoda była wyśmienita. Cały czas było słońce i temperatura w okolicach +25oC. Do czasu naszego wyjazdu do Londynu... Bo akurat w ten dzień lało okropnie...


     Z Canterbury wystarczy godzina, by jednym pociągiem dojechać bezpośrednio do Londynu (cena biletu: £20). Prosto z dworca udaliśmy się pod Tower Bridge. Tego dnia miał się odbyć mecz pomiędzy Chelsea Londyn a Arsenalem Londyn. Podczas naszej wizyty przy słynnym moście usłyszeliśmy śpiewy, które z każdą chwilą były coraz głośniejsze. Jak się okazało, to kibice Arsenalu płynęli po Tamizie statkiem, zmierzając do dzielnicy Chelsea.







     Następnym punktem wycieczki były okolice stacji metra Waterloo, wokół której skupiają się chyba najpopularniejsze wśród turystów atrakcje:  London Eye, Big Ben, Parlament, Westminster Abbey.

























     Niewątpliwą zaletą Anglii są darmowe muzea. Skorzystaliśmy z tego, zwiedzając National Gallery. Można tam obejrzeć obrazy takich wielkich malarzy jak Leonardo da Vinci, Vincent van Gogh, Rafael Santi, Diego Velazques, El Greco, Caravaggio, Hans Holbein, Jan Vermeer van Delft. Oczywiście w środku nie wolno robić zdjęć, dlatego trzeba się zadowolić zdjęciami gmachu muzeum oraz fontanną przed budynkiem.




     W strugach nieustającego deszczu udaliśmy się metrem pod słynny stadion Wembley. Akurat był tam rozgrywany mecz rugby.








     Jadąc do Londynu, mieliśmy ideę, by pójść wieczorem "w miasto" i w niedzielę jeszcze trochę pozwiedzać. Jednak nasze plany zostały trochę zweryfikowane. Nie byliśmy przygotowani na to, że w sobotę w nocy Londyn śpi. I to dosłownie. W całym centrum nie znaleźliśmy ani jednego klubu, który byłby czynny. Wszystkie zamykały się po północy. Jako, że planowaliśmy balować całą noc, nie mieliśmy zamówionego noclegu. Nie pozostało nam zatem nic innego, jak spędzenie czasu pod chmurami. Po całym dniu spacerowania w deszczu byliśmy przemęczeni, przemoczeni i zmarznięci. W nocy nie było lepiej, deszcz ani na chwilę nie przestawał padać. Dlatego w niedzielę rano zrezygnowaliśmy ze zwiedzania i postanowiliśmy wrócić do Chartham. A zobaczenie Pałacu Buckingham, Hyde Parku, Muzeum Madame Tussauds, Wimbledonu i pozostałych londyńskich atrakcji pozostało odłożone na inny termin. I obyśmy wówczas mieli więcej szczęścia co do pogody...

poniedziałek, 8 lutego 2016

Nowe Miasto vs. Stare Miasto


Bergamo to tak jakby dwa miasta. Citta Bassa, dzielnica na dole jest nowa, we współczesnym europejskim stylu. Jest przeciwieństwem położonego kilka pięter wyżej Citta Alta, czyli Starego Miasta.





     Bergamo odwiedziliśmy przy okazji wizyty w Mediolanie. Spędziliśmy tam niewiele czasu: ja, Marta i Mateusz byliśmy w Bergamo półtora dnia, Damian – zaledwie kilkanaście godzin.
     Nasza wizyta rozpoczęła się dość niespokojnie. Udaliśmy się pod adres, gdzie mieliśmy zamówiony nocleg. Niestety, nikogo tam nie zastaliśmy. Nawet z dodzwonieniem się do właścicieli był problem. Udało się to dopiero za którymś razem. I się zaczęło... Zostaliśmy przekierowanie pod inny adres, którego znalezienie zajęło nam wiele czasu. Gdy tam dotarliśmy, podjechała pani, która powiedziała, żebyśmy poczekali, to ktoś po nas przyjdzie. I pojechała... A my zostaliśmy znowu sami, późnym wieczorem, bez noclegu. Po kilkunastu minutach pojawił się Manolo. I to on zaprowadził nas do bardzo ładnego, dużego mieszkania.
     Nie chcąc tracić czasu, którego mieliśmy naprawdę niewiele, wyruszyliśmy na poznawanie nocnego Bergamo. Pospacerując po klimatycznych uliczkach, doszliśmy do kolejki, wje
żdżającej do Starego Miasta. Damian, który z samego rana leciał do Dublina, postanowił skorzystać z okazji i pojechał obejrzeć stare Bergamo. My zaplanowaliśmy tę podróż na następny dzień. Tymczasem poszukaliśmy miejsca na kolację, które pozwoli nam poczuć włoski klimat. Wybór padł na pizzerię. Zaskoczył nas nieco fakt, że kelnerzy w ogóle nie znali angielskiego. My nie znamy włoskiego, więc dogadanie się i złożenie zamówienia zajęło nam trochę czasu. Kolejną różnicą była duża bezpośredniość kelnerek, raczej niespotykana w Polsce. No i jedzenie pizzy z oliwą, za to bez sosu czosnkowego...
     Rano po
żegnaliśmy się z Damianem i sami ruszyliśmy na podbój Starego Miasta w Bergamo. Żeby dostać się do Citta Alta, trzeba kupić zwykły bilet miejski. Najbardziej opłaca się kupić bilet całodniowy, który kosztuje 5 euro. My jednak nie planowaliśmy innych podróży autobusem, dlatego kupiliśmy tylko bilet 90-minutowy za 2,10 euro. I pojechaliśmy w górę...





     Po wyjściu z wagonika rozpoczęliśmy spacer. Nie szliśmy jednak według żadnej mapy. Po prostu daliśmy się ponieść chwili i prowadzić sercu. Mijaliśmy niezwykle klimatyczne uliczki i urokliwe kamieniczki. 











     Citta Alta to niewątpliwie miejsce, w którym czas się zatrzymał. Odnosi się wrażenie, że życie toczy się wolniej. Jest tam spokojnie, cicho, niezwykle ładnie. Można tam spotkać ekspedientki, które przed rozpoczęciem dnia pracy same noszą świeże pieczywo do swego sklepu. Można skosztować włoskich słodyczy, bez stania w gigantycznych kolejkach.  I wreszcie, można podziwiać nowe Bergamo oraz wspaniałe szczyty Alp. Takie widoki robią wrażenie.






     Błądząc po ciasnych uliczkach Starego Miasta, dotarliśmy do Piazza Vecchia. Jest to główny plac Citta Alta. To właśnie tam zjedliśmy przepyszne włoskie lody. 






     Nieco dalej zatrzymaliśmy się w urokliwej kawiarni. Wszystko w niej było pięknie fioletowe. A my byliśmy spragnieni kawy.




     Do samolotu mieliśmy jeszcze sporo czasu, dlatego postanowiliśmy, że zamiast zjechać na dół kolejką, zejdziemy piechotą, po drodze jeszcze ciesząc oczy widokami.



     Trochę zasiedzieliśmy się w starej części Bergamo i, niestety, brakło nam czasu na rozejrzenie się po dolnej dzielnicy miasta. Ale na to przyjdzie czas... Następnym razem...


PS Trzeba przyznać, że nie przygotowaliśmy się do wycieczki do Bergamo. Bowiem dopiero po powrocie do Polski doczytaliśmy, że nad Citta Alta znajduje się jeszcze jedno miasteczko – San Viglio. Podobno jest piękne. Podobno widoki są wprost magiczne. Sprawdzimy to następnym razem!