W Polsce zbliżała się właśnie mało lubiana przez nas pora roku: zimna, ciemna, bura i ponura jesień. Plan na podróż był więc prosty: uciec w ciepły kraj. Wybór padł na którąś z Wysp Kanaryjskich. Ceny biletów lotniczych zdecydowały, że tym razem będzie to Gran Canaria. No więc zbieramy ekipę, pakujemy plecaki i lecimy.
Wylecieliśmy z Krakowa-Balic, ok. 9 rano. Po ponad pięciu godzinach podniebnej podróży szczęśliwie wylądowaliśmy na Las Palmas de Gran Canaria Aiport. Trzeba pamiętać o zmianie czasu: na Wyspach cofamy zegarki o godzinę.
Mieliśmy spędzić pięć dni na wyspie i zamierzaliśmy jak najlepiej wykorzystać ten czas. Odebraliśmy więc zamówiony samochód i ruszyliśmy w okolice Teroru, gdzie mieliśmy zarezerwowany pierwszy nocleg.
GPS zabrany z Polski co i rusz gubił zasięg, dlatego dotarcie do Aula-Albergue De La Naturaleza La Laurisilva zajęło nam sporo czasu. Dodatkowym utrudnieniem była bariera językowa: wiadomo, my polsko-angielscy, mieszkańcy Canarii – hiszpańscy. Na szczęście w naszej ekipie jedna osoba mówi po hiszpańsku, więc po jakimś czasie trafiliśmy we właściwe miejsce.
Okazało się, że wynajęty przez nas nocleg znajduje się wysoko w górach, a co za tym idzie, jest zimno, jest mgła i jest deszcz. Czyli coś, czego nie spodziewaliśmy się doświadczyć podczas wakacji w ciepłych krajach. Ale my nie z tych, co by się przejmowali takimi drobnostkami ;-), więc rozpakowaliśmy plecaki i pojechaliśmy plażować. Nasz wybór padł na Playę de las Nieves, będącą częścią Puerto de las Nieves.
PUERTO DE LAS NIEVES
źródło: google maps |
Puerto de las Nieves to port i wioska rybacka, leżąca bardzo blisko od miejscowości Agaete. To stąd odpływają promy osobowe na Teneryfę. Cechą charakterystyczną portu są białe budyneczki z niebieskimi okiennicami i drzwiami. Poza tym przypomina typowy nadmorski kurort: wzdłuż nadbrzeża znajdują się liczne knajpki i restauracje, sklepy z pamiątkami.
W ścisłym centrum znajduje się kaplica Matki Bożej Śnieżnej (Ermita de las Nieves), która jest patronką miejscowych rybaków. Wewnątrz świątyni znajduje się jeden z najważniejszych na Wyspach Kanaryjskich tryptyk Matki Bożej Śnieżnej. Kaplicę można zwiedzać tylko w określonych, przedpołudniowych godzinach.
Nieopodal kaplicy, na kamiennym schodku, wśród kaktusów, siedzi wpatrzona w ocean kobieta, trzymająca w ramionach malutkie dziecko. To posąg, przedstawiający żonę, która z utęsknieniem wypatruje powrotu męża z rybackiej wyprawy. Muszę przyznać, że poruszył mnie ten pomnik.
Idąc spacerkiem dochodzi się do punktu programu: czarnej plaży, czyli Playa de las Nieves. Podobno podczas upałów trudno tu o wolne miejsce do rozłożenia leżaka czy koca. My mieliśmy szczęście, bo – podczas umiarkowanej temperatury – mieliśmy czarną plażę tylko dla siebie ;-) I trzeba przyznać, że ocean w połączeniu z górami robi niesamowite wrażenie! To się nazywają cuda przyrody ;) Zobaczenie czarnej plaży znajduje się na liście naszych podróżniczych marzeń, dlatego dotarcie do Playa de las Nieves dało nam dodatkową satysfakcję.
Moja pierwsza kąpiel w Oceanie Atlantyckim :) |
Z oceanu przy Playa de las Nieves wystaje Palec Boży (Dedo de Dios). To wynurzająca się z wody skała w kształcie dłoni z wystającym palcem. Niestety, w 2005 roku tropikalna burza Delta odłamała palec, pozostawiając jedynie "Bożą Dłoń". Oto ona.
AGAETE
źródło: google maps |
Jak już wspomniałam, Puerto de las Nieves znajduje się tuż przy Agaete. Dlatego też ta miejscowość stała się następnym punktem naszego zwiedzania.
Agaete nie jest dużym miastem. W jego centralnym punkcie stoi utrzymany w stylu eklektycznym kościół Niepokalanego Poczęcia. Przed świątynią jest plac, który – sądząc po ilości ludzi – jest także centrum spotkań towarzyskich.
W Agaete znaleźliśmy nasz pierwszy miradores, czyli punkt widokowy. I widzieliśmy: dachy białych domków i spieniony Atlantyk ;)
W ostatniej chwili, opuszczając już Agaete, zauważyliśmy wysoko wyskakujące ponad mur fale oceanu. Bez wahania zawróciliśmy w tamtą stronę. Jednak ani zdjęcia, ani film, nie są w stanie oddać wrażeń, jakie odczuwałam patrząc w turkusowe fale.
Podobno w Agaete jest plantacja kawy. Jednak nie znaleźliśmy jej, a nawet napotkani w mieście ludzie (mieszkańcy?) byli zaskoczeni pytaniem o plantację. Czyli nie wiem, gdzie ona jest i jaka jest.
TEROR
źródło: google maps |
Teror to miasteczko, które zrobiło na mnie chyba największe wrażenie. Być może dlatego, że byliśmy tam wieczorem, latarnie pięknie podświetlały zabytkowe, pochodzące nawet z XVIII i XIX wieku, drewniane balkony. To właśnie te balkony są chlubą mieszkańców Teroru. Kanaryjczycy bardzo o nie dbają i często ozdabiają, np. kwiatami.
W Terorze znajduje się bazylika Matki Boskiej Sosnowej, która jest patronką Gran Canarii. Według ledendy, w XV wieku, na rosnącej w lesie Aterura sośnie objawiła się Maryja. Wówczas w tym miejscu wzniesiono kaplicę, a następnie kościół. W przedpołudniowych godzinach w bazylice można oglądać figurę Matki Boskiej Sosnowej. Natomiast 7 września do Teroru pielgrzymują tysiące mieszkańców wyspy.
Natomiast przed kościołem znajduje się piękne drzewo. Stoi samotne i dumne, i wzbudza podziw.
ARUCAS
źródło: google maps |
Do Arucas zawitaliśmy późnym wieczorem. I być może z tego powodu nie skorzystaliśmy z jednej z podstawowych atrakcji tego miasta: zwiedzania destylarni rumu, oczywiście wraz z degustacją ;) Bowiem właśnie w Arucas znajduje się Arehucas – największa i najstarsza destylarnia rumu w Europie. Już z daleka widać ceglany komin z białym napisem. Obecnie produkuje się tam ok. 20 rodzajów likierów. Jednak najsłynniejszym produktem Arehucas jest ron miel, czyli bardzo słodki rum z miodem. Po destylarni można odbyć darmową wycieczkę z przewodnikiem.
Nad Arucas góruje kościół św. Jana Chrzciciela, który jest jedną z ładniejszych świątyń, w jakich byłam. Powstawał przez prawie cały XX wiek z wydobywanego w okolicy szaro-niebieskiego kamienia. Co ciekawe, kościół ten budowany był bez użycia nowinek technicznych, a więc wszystko powstawało ludzkimi rękami. Katedra ma ok. 65 metrów wysokości.
ARTENARA
źródło: google maps |
Artenara to naprawdę ładne miasto. Ma w sobie to coś magicznego i klimatycznego. Niestety, trafiliśmy tam w deszczową i mglistą pogodę, więc połowę pięknych widoków z miradores mogliśmy sobie tylko wyobrazić...
W centrum miasta stoi kościół św. Macieja Apostoła. Wewnątrz zdobią go rzadko spotykane na Gran Canarii malowidła naścienne. Przedstawiają one sceny biblijne.
Charakterystyczną cechą Artenary są liczne pozostałości domów-jaskiń, zamieszkiwanych niegdyś przez pierwotny lud Gran Canarii, czyli Guanczów. W jednym z takich miejsc zostało założone Casa Cueva Museo Santiago Aranda – muzeum etnografii mieszkalnej. Można tam obejrzeć regionalne meble, przedmioty i narzędzia. Można zobaczyć łóżka, stoły, garnki, łopaty, obrazy, naczynia... – dosłownie wszystko. Domyślam się, że Guanczowie żyli w bardziej prymitywnych warunkach niż te przedstawione w muzeum, ale mimo to mieszkania w jaskiniach są bardzo ciekawe i na pewno warto tam zajrzeć. Zwiedzanie muzeum jest darmowe, jednak ponieważ jest ono stale zamknięte, na wizytę trzeba się wcześniej umówić. My mieliśmy dużo szczęścia, bowiem "za nas" umówiła się grupa Niemców, a my weszliśmy z nimi na krzywy ryj...
Nieco dalej znajduje się wykuta w skale kapliczka Matki Boskiej z Jaskinii. Znajdujące się tam ambona, ołtarz oraz chrzcielnica zostały wykonane z wulkanicznego tofu.
Rio de Janeiro ma pomnik Chrystusa Odkupiciela, Świebodzin ma figurę Chrystusa Króla, a Artenara... Mirador del Corazon de Jesus (Mirador de Christo). To ustawiony w 1996 roku pomnik Jezusa. Wokół posągu znajduje się taras widokowy.
A kuku ;) |
W Artenarze znajduje się kilka miradores. My, ze względu na mgłę, nie mogliśmy z nich skorzystać.
Jednym z nich jest Mirador de la Montana de Cilla, czyli znajdująca się w jaskini restauracja. Z jej tarasu rozciągają się przepiękne widoki. Podobno ;)
Jest też Mirador de Unamuno. Taras, na którym stoi posągowy mężczyzna, wpatrujący się w dal. W bezchmurny dzień w oddali można zobaczyć słynne kanaryjskie szczyty: Roque Nublo i Roque Bentayga.
TEJEDA
źródło: google maps |
Tejeda położona jest pomiędzy dwoma najsłynniejszymi szczytami Gran Canarii: Roque Bentayga (1404 m n.p.m.) i Roque Nublo (1813 m n.p.m.). My skoncentrowaliśmy się na Roque Nublo i będących obok niego Roque San Jose, El Fraile oraz La Rana. Parking dla turystów znajduje się niemal pod samymi szczytami. Pozostaje ok. godzina pieszej drogi. Jednak zdobycie Roque Nublo możliwe jest tylko dla miłośników wspinaczki, bowiem wejście na skałę wymaga specjalistycznego sprzętu oraz umiejętości. W bezchmurną pogodę z Roque Nublo widać znajdujący się na Teneryfie wulkan Teide. My trafiliśmy na taaaką mgłę...
W Tejedzie znajduje się kościół Iglesia de Nuestra Senora del Socorro. W 1920 roku pochłonął go wielki pożar. Z ognia ocalała jedynie figura Jezusa Chrystusa we Krwi (uwaga!, figura drewniana). Byliśmy tam.
MASPALOMAS
źródło: google maps |
A teraz to, z czym kojarzą się Wyspy Kanaryjskie: plaża! ;) Piasek, ocean, słońce... Spotkaliśmy to w Maspalomas. To tutaj znajdują się najpopularniejsze plaże Gran Canarii. Na południu wyspy pogoda pozwala na całoroczne plażowanie. Woda w oceanie oscyluje wokół 18-22°C, a na piasku wygrzewają się tłumy turystów głodnych słońca. My plażowaliśmy na Playa del Ingles. Ocean jest fantastyczny!
Po kilku godzinach spędzonych na plaży poszliśmy zdobywać słynne wydmy. Jednak po drodze natrafiliśmy na atrakcję, która sprawiła nam niesamowitą radość, a której nie było wzmianki w żadnym czytanym przez nas przewodniku. Spotkaliśmy wielbłądy :)
Po spotkaniu z dromaderami poszliśmy wreszcie na największą atrakcję Maspalomas: Dunas de Maspalomas, czyli wydmy. Jak dotąd miałam okazję zobaczyć tylko nasze rodzime wydmy z Łeby. Chłopaki nie widzieli ich w ogóle. Wydmy kanaryjskie zajmują powierzchnię ok. 400 ha i fajnie jest je zobaczyć. Niektórych z nas wyciszyły, innych zachęciły do skakania i turlania ;)
PUERTO RICO
źródło: google maps |
Po zmroku pojechaliśmy do będącego największym kurortem południowo-zachodniego wybrzeża Puerto Rico. W mieście tym dominują hotele i apartamentowce, a przystań wypełniają luksusowe jachty. Wszędzie pełno świateł, neonów, głośnej muzyki, ludzi. Byłam przytłoczona panującym tam przepychem.
LAS PALMAS DE GRAN CANARIA
źródło: google maps |
W ostatnim dniu pobytu na wyspie odwiedziliśmy jej stolicę: Las Palmas de Gran Canaria. Jest to ładna miejscowość, jednak nie brakuje w niej tego, czego (chyba) w większości stolic: ludzi i betonu. A że tego dnia było gorąco, szybko zaczęliśmy się czuć poirytowani tłumem i wszechobecnym asfaltem. Wcześniej jednak zdążyliśmy co-nieco zobaczyć.
Podobno podczas swoich podróży Krzysztof Kolumb trzykrotnie zatrzymywał się w Las Palmas de Gran Canaria. Legenda głosi, że w 1492 roku zatrzymał się w domu, w którym obecnie znajduje się muzeum nazwane jego imieniem. W Museo Casa de Colon znajdują liczne eksponaty związane z podróżnikiem: makiety okrętów Kolumba, zrekonstruoane wnętrze jego kajuty, mapy, urządzenia żeglarskie. My, ze względu na brak czasu, byliśmy tylko przed muzeum.
Tuż przy Museo Casa de Colon stoi katedra świętej Anny. Wejścia do niej strzegą posągi ośmiu psów, rozmieszczonych na placu świętej Anny.
Las Palmas to także urocze wąskie uliczki i świetny widok z tarasu biblioteki.
TELDE
źródło: własne |
W Telde mieliśmy dwa noclegi. Ale poza spaniem i szukaniem miejsca do parkowania, nie spędziliśmy tam dużo czasu. Dlatego możemy się pochwalić tylko pięknym widokiem z balkonu. Kawa na tarasie, z jednej strony góry, z drugiej ocean – żyć nie umierać ;)
Z INNEJ BECZKI...
Palmy na ulicach zawsze mnie zachwycają. Nie wiem, czy dlatego, że nie mam ich na codzień, czy po prostu są takie fajne. Tak czy inaczej: gdzie zobaczę palmę, kaktusy lub inną egzotyczną roślinność, tak robię zdjęcie. Oto ta właśnie flora z Gran Canarii.
....I CO JESZCZE?
Jeszcze chcę pokazać, jak kręte są kanaryjskie górskie dróżki. Dobrze, że mieliśmy dobrego kierowcę i udało nam się nie powypadać z samochodu ;)
OSTATNIE CHWILE NA GRAN CANARII
Ostatnią rzeczą, którą zrobiliśmy na Gran Canarii była kąpiel w oceanie. Dotarliśmy na Playa de Cabron, gdzie woda jest tak czysta, że widać pływające rybki. My mieliśmy jedynie małe okulary do nurkowania, ale podobno z lepszym sprzętem można tam zobaczyć cuda. Ale to następnym razem ;)
Teraz, patrząc za okno na kończący się mroźny styczeń, oddychając warszawskim smogiem i licząc kartki z kalendarza do nastania cieplejszych dni, serce krzyczy: wróć na wyspy! Ale, jak na razie, wspomnienia i zdjęcia muszą wystarczyć :)
* https://www.youtube.com/watch?v=A19aaiCDabw, dostęp: 8. 12. 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz