... a wewnątrz muzeum...
Ciekawy był samogrający fortepian (czy to jest pianino?!), który sam sobie naciskał klawisze. Oto i on:
Bardzo ładna była strefa restauracyjna. Nie widziałam niestety lokalu z polską kuchnią, ale głodni na pewno mogli skosztować potraw kuchni chińskiej, hiszpańskiej, angielskiej, amerykańskiej, włoskiej i (chyba) francuskiej. Jedzenie odbywało się oczywiście w klimacie poszczególnych krajów: Amerykanie mogli zjeść w imitacji saloonu, Chińczycy mogli usiąść w China Town.
I piękne gwieździste niebo na suficie, które jednak na zdjęciu straciło swój urok...
A jeżeli chodzi o sklepy, bo to przecież główny "cel" centrum handlowego, to mnie najbardziej przypadł do gustu sklep z zabawkami. Ale nie jakiś tam sklep wszystko po 4 zł czy chiński market, ale taki sklep z prawdziwego zdarzenia. Bańki mydlane puszczane przez pirata, elfy pokazujące dzieciom zabawki, zdjęcia z ogromnymi misiami, a nawet możliwość fotografii z żywą lalką Barbie. Zawsze sobie wyobrażałam, że tak właśnie wygląd fabryka świętego Mikołaja :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz